Dlaczego nie jarają mnie superfoods?

Superfoods – każdy widział, słyszał i może czuł. Nachalność reklamodawców, coraz to bardziej powszechna obecność w sklepach aptecznych pudełeczek z niesamowitym składnikiem prosto zza, albo z oceanu, spowodowały, że ludzie chętnie sięgają po tak zwaną superżywność. Czy serio jej potrzebujemy?

superfoods

Z punktu żywieniowego odpowiem Wam, że odpowiednio dobrana i zbilansowana dieta jest jednym z kluczowych elementów wpływających na Wasze zdrowie. Dieta jest częścią stylu życia i razem z aktywnością fizyczną, stosowaniem różnego rodzaju używek, razem z psychospołecznymi aspektami, środowiskiem i predyspozycjami genetycznymi, wpływa na nasze życie i zdrowie. Dużo bardziej niż superfoods jaram się nutrigenomiką, oddziaływaniem żywności na ekspresję naszych genów, ale o tym kiedyś indziej.

Superfoods to ekstrakty, owoce, bądź sproszkowane korzenie dziwacznych roślin ze środka dżungli, o których nikt by nie słyszał, gdyby nie reklama i chęć zysku na potencjalnych funkcjach prozdrowotnych. Niektóre badania naukowe pokazują, że niekiedy ekstrakty z roślin faktycznie działają pozytywnie na nasz organizm, takim przykładem jest chociażby ekstrakt z kurkumy. A inne badania wykazują toksyczność popularnych superfoods…
No dobra. Czyli bambuko. Nie potrzebujemy żadnej dziwnej jagody prosto z dżungli, poddanej obróbce termicznej, wysuszonej, sproszkowanej, zakonserwowanej, przetransportowanej kilkadziesiąt tysięcy kilometrów w te, i we wte. No, nie potrzebujemy.

Do rangi superfoods można podnieść praktycznie każdą roślinę, każdy produkt spożywczy, który zawiera jakiś konkretny pierwiastek, bądź to witaminę w wyjątkowo dużej ilości i proporcji do innych składników. Czosnek, cebula, kapusta, marchew, topinambur – to wszystko może być superżywość!

Podstawą naszego żywienia powinna być zbilansowana dieta. W fizjologicznej sytuacji, zbilansowana dieta oznacza dostarczenie wszelkich potrzebnych naszemu organizmowi substancji, które wykorzystuje on do poprawnego działania.
Gdy z Twoją fizjologią organizmu i zdrowiem jest coś nie tak, nie leć po magiczny zielony proszek, a wprowadź modyfikacje stylu życia, razem z osobą, która się na tym zna i ma odpowiednią wiedzę, bazującą na badaniach klinicznych – a nie etykietach superfoods.
Nie potrzebujesz do tego jagód goji, nie potrzebujesz też spiruliny, a raczej lepiej żebyś nie potrzebował, bo tylko Ci namąci w głowie i organizmie.

Czego potrzebujemy? Pełnowartościowych produktów odżywczych, takich o wysokiej gęstości odżywczej, a niskiej energetycznej. Takich jak pełnoziarniste zboża, warzywa (wszystkich, od korzeniowych, po strączkowe, przez psiankowate i dyniowate, skończywszy na bardzo wartościowych zielonych warzywach liściastych!), owoców, pestek, nasion i innych nieprzetworzonych produktów, które powinny znaleźć się na naszych talerzach.

I teraz trochę mój kulinarny dodatek. Superfoods są fajne na pewno pod względem kulinarnym. Nasiona szałwii hiszpańskiej, niejakie chia seeds, super pęcznieją i gromadzą mnóstwo wody. Sproszkowany młody jęczmień to ekstra zielony puder do posypania kremu na muffince, a niejaka guarana sprawdzi się jako krem diabolo. W tym przypadku superfoods, jak każdy inny produkt kulinarny mogą się przydać przy konstruowaniu coraz to nowszych i bardziej urozmaiconych dań. Z punktu żywieniowego? Lepiej jeść kapustę.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?

Dlatego, że trochę zapominamy, że to co najlepsze mamy u siebie pod nosem Jarmuż, kalarepa, truskawki, ziemniaki, już nawet bataty, ale też kapustę, borówki, marchew. Szukamy w Amazonii cudownej pestki, która odczaruje nasze piszczące stawy.

Cudze chwalicie, swego nie znacie.

Jeśli spodobał się Wam ten wpis, już zapowiadam następny, w którym pokażę, że w spiżarni, szafce bądź ogrodzie każdego z nas, znajduje się super żywność

guest

27 komentarzy
Najnowsze
Najstarsze Najlepiej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ewa

Olej rzepakowy zawiera od 8-11% omega-3 zgodnie z opisem na etykiecie do czasu trwania okresu przydatności do spożycia wybitego na butelce. W rzepaku naturalnie znajduje się witamina E i ona ma właściwości przeciwutleniające więc chroni kwas alfa-linolenowy przed oksydacją.

Katia

Rozumiem, że może czasem drażnić że superfoods wyskakują na każdym rogu, ale to tylko modna nazwa na składniki które albo w naszym polskim menu są od setek czy dziesiątek lat (czosnek, jagody, miód, len) lub są wprowadzane od jakiegoś czasu. Sklepy zielarskie zawsze miały w ofercie coś co można podciągnąć pod superfoods, a ostatnio po prostu pojawia się więcej nowych składników dzięki temu po części, że internet zniósł granice i wszelkie nowości szybko pojawiają się w Polsce, albo chociażby każdy może kupić w sklepach internetowych. Do tego przyczynia się też blogosfera światowa, instagramy, ogromna liczba nowo powstających książek kucharskich – więc nowe trendy szybko do nas przenikają.
Więc nie rozumiem nieco zarzutu do superfoods z ust weganina, skoro dla wielu nie-wegan takim niepotrzebnym udziwnieniem jest kupowanie drogich, czasem dziwnych, niedostępnych składników żeby imitować lub dorównać wartością odżywczą potrawy nie-wegańskie, które weganie wykluczają, a jednak tęsknią do nich – przykładem robienie wegańskiego parmezanu, jajecznicy, sernika, kotletów, ryby, jogurtu itd. i koniecznie trzeba tofu, płatki drożdżowe, kala namak, tempeh, , . Podobnie ma się w przypadku niektórych przepisów bezglutenowych – dodanie składników, niekoniecznie zdrowych, które mają zastąpić działanie glutenu. Ogólnie czasem odnoszę wrażenie, że większość wegańskich przepisów musi kopiować przepisy tradycyjne; tak silna jest tęsknota za tradycyjnymi smakami – stąd seleryba, tofucznica, tufurnik albo nerkownik, cieciorella… nie przeczę część z tych potraw jest smaczna, zdrowsza od oryginału np. cieciorella i inne odmiany zwykłej nutelli. Ale trochę wywołuje to uczucie litości i pożałowania, że znów weganom udało się naśladować domowy obiad czy sernik babci z użyciem 3x droższych składników rosnących w środku dżungli. Taka moja przydługawa refleksja po tym artykule i ogólnym spojrzeniu na wegańską kreatywno-naśladowczą kuchnię.

cotte

Podpisuję się wszystkimi kończynami. Dziwnym trafem nikt nie uprawia dietetycznej masturbacji nad zawartością beta-karotenu w marchewce, witaminy K w pietruszce i witaminy C w czerwonej porzeczce. Jedyne czego używam to nasiona chía, bo oprócz orzechów włoskich to najpraktyczniejsze źródło omega-3 jakie znam. Siemię lniane dostępne w sklepach jest zwykle genetycznie zmodyfikowane (nie żebym coś miała do GMO) i niestety zawiera niewiele kwasu α-linolenowego, a wysokooleinowe odmiany z internetów są droższe niż chía. Zaś zwykły olej rzepakowy stoi na sklepowej półce w przezroczystym plastiku, więc tak naprawdę nie wiem ile omega-3 w nim przetrwało. A Ty jakie masz patenty na omega-3?

Tanya

z jednej strony: „Nie potrzebujemy żadnej dziwnej jagody prosto z dżungli, poddanej obróbce termicznej, wysuszonej, sproszkowanej, zakonserwowanej, przetransportowanej kilkadziesiąt tysięcy kilometrów w te, i we wte. No, nie potrzebujemy.”
a z drugiej: http://ervegan.com/2015/11/zakupy-na-iherb/

to albo w jedna albo w druga strone.
potrzebujemy tej veganskiej cruelty free szminki wyprodukowanej gdzies w chinach, przewiezionej do US a potem dostarczonej do Polandii? moze zadne zwierze nie ucierpialo przy produkcji ale szminka podrozniczka napewno eco-friendly nie jest..

wszystko to bardzo kontrowersyjne..

Hanna

Lista superfoods jest o wieeeele dłuższa :) Ciekawostki, które do niej od czasu do czasu dołączają to tylko wierzchołek góry lodowej, na którą składają się również dobrze znane i popularne produkty, jak choćby jarmuż (i inne zielone warzywa), owoce jagodowe, orzechy, czosnek czy nasz rodzimy kefir.

Eryk

no oczywiście, że tak – nawet o tym wspominam we wpisie